Ze względu na pandemię i nadchodzący kryzys gospodarczy rząd powinien czasowo ograniczyć przyjazd zarobkowy obcokrajowców do Polski. Tak uważa niemal co drugi Polak. Natomiast grupa przeciwników jest mniejsza o 9 punktów procentowych. Patrząc na płeć, można zauważyć, że więcej kobiet niż mężczyzn opowiada się za wprowadzeniem obostrzeń. Zakaz popiera niemal sześć na dziesięć osób z miast liczących od 20 do 100 tys. mieszkańców. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku rodaków z wykształceniem podstawowym. Z kolei w gronie ludzi po studiach przeważają przeciwnicy tego rozwiązania.
Spis treści:
Praca tylko dla Polaków
Z badania opinii społecznej UCE RESEARCH i SYNO Poland wynika, że 48% Polaków uważa, że ze względu na pandemię i nadchodzący kryzys gospodarczy rząd powinien czasowo ograniczyć przyjazd zarobkowy obcokrajowców do Polski. Ale 39% rodaków zajmuje przeciwne stanowisko. Natomiast 13% nie ma zdania w tej kwestii.
– Część Polaków zwyczajnie obawia się, że cudzoziemcy mogą zabrać im zatrudnienie. Ale w większości przypadków przyjezdni obsadzają stanowiska, którymi miejscowi kandydaci nie są zainteresowani. Podobnie jest np. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, gdzie z kolei nasi rodacy podejmują tego typu prace – komentuje Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Z kolei Zbigniew Żurek, wiceprezes BCC, ekspert ds. rynku pracy i dialogu społecznego, nie jest zaskoczony wynikami badania. I zaznacza, że respondenci nie mają wyraźnej preferencji. 9% różnicy między dwoma grupami to stosunkowo niewiele. Również odsetek niezdecydowanych nie jest znaczący, to mniej niż jedna na dziesięć osób. Natomiast ludzie opowiadający się za zakazem mogą bać się bezrobocia, ale też rozprzestrzeniania się koronawirusa i zachorowania na COVID-19. Generalnie widać lęk przed obcymi.
– Te wyniki pokazują jak mocno podzielone jest społeczeństwo. Gdyby odpowiedzieli tylko pracownicy, to przypuszczam, że za zakazem było dużo ponad 50%. Jeśli wypowiedzieliby się jedynie przedsiębiorcy, to prawdopodobnie przeszło połowa z nich nie chciałaby obostrzeń. Pewne jest, że bez Ukraińców i Białorusinów mielibyśmy znacznie trudniejszą sytuację, jeśli chodzi o wzrost gospodarki. Ale to nie jest powszechne podejście wśród pracobiorców – podkreśla ekonomista Marek Zuber.
Jak stwierdza Jeremi Mordasewicz, jeśli odesłalibyśmy cudzoziemców, ewentualnie ograniczylibyśmy ich przyjazdy, to znaleźlibyśmy się w fatalnej sytuacji. Ekspert zaznacza, że należymy do państw, w których jest najmniej lekarzy i pielęgniarek. Dla przykładu, rok temu można było ułatwić dostęp do rynku pracy Ukraińcom, którzy wykonują te zawody. Jednak tego nie zrobiliśmy.
– Myślę, że te 13% niezdecydowanych to przede wszystkim osoby, które przed pandemią nie miały konkurencji ze strony obcokrajowców. Tej grupie respondentów jest obojętne, czy będzie zakaz, czy przyjadą kolejne osoby. Ale im więcej będzie fal zachorowań na COVID-19, które pogorszą ogólną sytuację, tym strach przed utratą pracy będzie większy. Rząd może go ograniczyć, jeśli zacznie realizować kolejne tarcze antykryzysowe. Ale pojawia się pytanie o to, czy możemy się dalej zadłużać – dodaje Marek Zuber.
Lęk przed bezrobociem
Patrząc na płeć ankietowanych, widać, że więcej kobiet niż mężczyzn opowiada się za zakazem (49% vs 46%). Natomiast uwzględniając wiek respondentów, można zauważyć, że najwyższy odsetek zwolenników obostrzeń jest wśród osób mających 40-49 lat. W tej grupie opowiada się za tym 56%.
– To jest kwestia natężenia lęków. Osoby czterdziestokilkuletnie boją się utraty pracy, ponieważ mają już rodziny, a część z nich jeszcze spłaca kredyty. Z kolei młodzi ludzie czują się pewnie na rynku pracy. Wychodzą z założenia, że jeśli nie znajdą zatrudnienia w swoim mieście, to pojadą do innego. Zazwyczaj nie mają jeszcze obowiązków rodzinnych i są znacznie bardziej mobilni – stwierdza Jeremi Mordasewicz.
Uwzględniając miejsce zamieszkania, to najwyższe poparcie zakazu jest w miastach od 20 do 100 tys. mieszkańców. Tam zwolenników tego rozwiązania jest 54%. To oznacza również największą przewagę nad przeciwnikami obostrzeń, wynosząca 19% (na nie było 35%).
– Jeżeli w mieście liczącym 20 tys. osób część pracodawców straci zamówienia, to ryzyko bezrobocia będzie znacznie większe niż w dużych aglomeracjach. Oczywiście w największych ośrodkach też się traci pracę, ale szybko można znaleźć następną. Duże rynki są korzystniejsze zarówno dla pracodawców, jak i pracowników, ponieważ łatwiejsze jest dopasowanie kwalifikacji tych ostatnich do zapotrzebowania gospodarki. Dlatego przede wszystkim najbardziej rozwijają się wielkie aglomeracje miejskie – podkreśla ekspert z Konfederacji Lewiatan.
Im lepsze wykształcenie, tym mniejszy strach
Badanie również pokazuje, że im wyższe jest wykształcenie, tym odsetek zwolenników zakazu okazuje się mniejszy (podstawowe – 59%, średnie – 53%, wyższe – 41%). Tylko wśród osób, które ukończyły uczelnie wyższe, przewagę mają przeciwnicy obostrzeń (44%, na tak – 41%).
– Ludzie po studiach, szczególnie technicznych, czują się pewniej na rynku pracy. Dzisiaj nie brakuje dla nich ofert, więc mniej się boją konkurencji z innych państw. Jeśli już nawet przyjeżdża do nas inżynier z Ukrainy, to jednak rzadko pracuje w takim charakterze. Ale również im bardziej wyspecjalizowany ma zawód, np. operatora CNC, tym mniej obawia się utraty pracy. I tu nawet nie potrzebny jest dyplom wyższej uczelni – mówi Marek Zuber.
Podsumowując Zbigniew Żurek stwierdza, że z wynikami tego badania jest nieco jak z preferencjami wyborczymi. Widać, że za zakazem opowiadają się np. mieszkańcy z niewielkich miast czy osoby gorzej wykształcone. Tu mamy kwestię światopoglądową oraz lęki związane ze skutkami pandemii, które mogą jeszcze narastać.
Badanie zostało przeprowadzone w pierwszej połowie grudnia br. metodą CAWI przez UCE RESEARCH i SYNO Poland na reprezentatywnej próbie 1 001 dorosłych Polaków w wieku 18-80 lat.