Ludzkie ciało jest niesamowite. Potrafimy pisać, czytać, widzieć i, co najważniejsze, rozumieć. Mózg to organ, którego nie potrafimy w pełni wykorzystać, a i tak robi genialne rzeczy. Troje niemieckich ekspertów od marketingu przyjrzało się mózgowi bliżej i tak powstała książka „Neuromarketing w Internecie”, która przybliża nam nieoczywiste fakty i sposoby wykorzystania mózgów w sprzedaży.
Spis treści:
Mózg jak komputer
Popularny mit głosi, że człowiek wykorzystuje od 5% do 10% możliwości swojego mózgu. Neurolog Barry Gordon obalił to twierdzenie zauważając, że „używamy praktycznie każdej części mózgu i większość jego części jest aktywna cały czas”. Z pewnością jednak nie zdajemy sobie do końca sprawy z potęgi naszego mózgu i tego, że to właśnie tam zachodzą wszystkie najistotniejsze decyzje, jakie podejmujemy. Dość powiedzieć, że za miłość wcale nie odpowiada serce, ale, w dużym uproszczeniu, reakcja chemiczna w mózgu.
Można śmiało powiedzieć, że mózg to nasz komputer i dopóki on działa sprawnie, dopóty my możemy funkcjonować. Ilekroć wykonujemy codzienne czynności (mycie naczyń, prowadzenie auta, ubieranie się) robimy to za sprawą mózgu. To on jest ostatecznym „kierowcą” naszego organizmu.
A gdyby tak wykorzystać mózg do własnych celów? Gdyby spróbować go zrozumieć i ujarzmić? Tego zadania podjęła się trójka Niemców. Ralf Pispers, Joanna Rode i Benjamin Fischer w swojej publikacji „Neuromarketing w Internecie. Pozytywne doświadczenia klientów w świecie cyfrowym” rzucają nowe światło na mózg. A dokładniej mówiąc – rzucają nowe światło na wykorzystanie mózgów klientów w sprzedaży online.
Neuromarketing w służbie handlu
Techniki sprzedaży ewoluują od zarania dziejów. Od prymitywnego przekrzykiwania się handlarzy do działających na naszą podświadomość bodźców i kreowania potrzeb. Wydawałoby się, że handel i sprzedaż nie mogą wejść na nowy, wyższy poziom. I tutaj na salę wchodzą Pispers, Rode i Fischer mówiąc „a jednak może”.
„Neuromarketing w Internecie…” pokazuje nam przyszłość, która dzieje się już dziś. A właściwie dzieje się od kilku lat, bowiem książka została wydana w 2018 roku i dopiero za sprawą Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego pojawiła się w naszym kraju.
I bardzo dobrze, że się pojawiła. Nie tylko z punktu widzenia marketera czy handlowca, ale również pasjonata nowinek technologicznych, i zwykłego, szarego klienta, który lada moment będzie kuszony do kupna przedmiotu X właśnie przy użyciu neuromarketingu. Przedrostek „neuro” oznacza, że należy skupić się na mózgu, bo to właśnie tam podejmowane są decyzje dotyczące wszelkich aktywności.
Skorzystaj również z e-booka i audiobooka „Czas na biznes online”. Sprawdź tutaj
Dwa w jednym
„Der Schmetterling” (motyl) – to niemieckie słówko jest znane wielu internautom. Pojawia się jako przykład na to jak bardzo skomplikowany i trudny jest język niemiecki. Muszę niestety, albo właśnie stety, rozczarować wszystkich Czytelników. To, że autorami „Neuromarketingu…” są Niemcy nie sprawia, że książka jest trudna w odbiorze. Być może, gdybym czytał ją w oryginale, specjalistyczne słownictwo sprawiłoby mi trudności.
Jednak polski przekład jest łatwy i przystępny w odbiorze. To zasługa nie tylko tłumaczki, ale również autorów, którzy skomplikowane pojęcia wyjaśniają na tyle prosto, że nie zgubimy się między EEG a magnetoencefalografią.
Co równie istotne, „Neuromarketing…” przeciera szlaki, łącząc zwykłą książkę z kodami QR. Niektórych pojęć i zjawisk nie da się dobrze wytłumaczyć bez podparcia przykładami. Oczywiście można umieszczać zdjęcia i wykresy (których znajdziemy w tej publikacji bez liku), jednak czasem to nie wystarczy. Dlatego autorzy umieszczają na marginesie kilka kodów QR, które prowadzą nas do badań neuromarketingowych w Internecie.
Dobrą pracę wykonał również zespół redakcyjny przy „składaniu” książki. Być może niektórzy uznają to za szczegół, jednak ja przykuwam uwagę do tego, jak książkę czyta się nie tylko pod względem treści, ale i budowy technicznej. W przypadku publikacji „Neuromarketing w Internecie. Pozytywne doświadczenia klientów w świecie cyfrowym” naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Szerokie marginesy, odpowiedni rozmiar i krój czcionki, kolorowe wykresy i fotografie sprawiają, że książkę czyta się szybciej niż fisksus upomina się o zaległy podatek.